Młoda Polka Młoda Polka
79
BLOG

Strach

Młoda Polka Młoda Polka Rozmaitości Obserwuj notkę 15

Ostatnio odkryłam, że wielu rzeczy w swoim życiu się boję, co przekuwa się na częste poczucie martwienia się o coś, o kogoś... Najgorszy jest lęk przed tym, że wszystko mija, rany boskie, ależ odkryłam Tajemnicę Istnienia! Przypomina mi się pisanie wypracowań w liceum, wtórowanie za nauczycielką, że życie jest marnością, nad marnościami, wszystko przemija, ach, gdzież są niegdysiejsze śniegi? Aż w końcu, pewnego dnia, naprawdę się zaczyna to odczuwać i żałować mijających chwil, które jeszcze przecież trwają, wcale nie mają zamiaru tak szybko się kończyć. I mimo swoich nieukończonych jeszcze 24 lat, zaczynam się bać śmierci. Swojej, swoich bliskich. To zapewne normalny lęk. A może nawet powinnam być wdzięczna za to uczucie, bo może ono mi pozwoli się trochę intensywniej cieszyć się wszystkim. Tym bardziej, że teraz tyle mam wokół siebie szczęścia.

Na przykład dzisiaj cieszyło mnie wyjście do sadu, zebranie do plastikowego wiadra papierówek, obieranie ich, krojenie, przesypanie cukrem, ugotowanie i wlanie do słoików w postaci konfitur. Wyszło ich tylko pięć, ale za to mają przyjemny, jasny kolor. Mama w tym czasie robiła prawdziwe, domowe pyzy, przez mojego narzeczonego nazywane kartaczami, a mają przecież jeszcze inną nazwę - cepeliny. Potem śmiała się ze mnie, wypytując o to, jakie przetwory potrafię już robić, wyszło na to, że nie zrobiłabym korniszonów ani maślaków w occie, w sumie nie szkodzi, bo i tak za nimi nie przepadam.

Potem porządki w swoich pudełkach po butach, czyli w szpargałach - czytam po raz kolejny swój pamiętnik, głębokie przemyślenia z czasów głębokiego ogólniaka, kimże ja próbowałam być, to nie wiem, ale na pewno nie do końca byłam sobą - sama przed sobą - więc jak zwykle czytałam to z poczuciem lekkiego zażenowania. Nic to, przeszłam dziś w końcu samą siebie, wyrzuciłam z zimną krwią nienoszone ciuchy, te lepsze postanawiając (postanowiwszy?) oddać komuś, gorsze zaś bezlitośnie upchałam to plastikowego wora. Wyrzuciłam!

Na koniec - na zmianę książka ("Poczwarka" Terakowskiej) i jednym okiem Mistrzostwa Lekkoatletyczne, przypomniałam sobie jedno z licznych zdziwień z dzieciństwa, że - jak to jest? Biegaczki czy biegacze startują na bieżni z nierównych pozycji, to niesprawiedliwe. A książka? Czytałam ją kiedyś dawno, ale w końcu udało mi się przeczytać cokolwiek wciągając się w lekturę. Brakowało mi tego jak diabli, teraz może coś się ruszy w moim lekturowym zastoju. Ciekawe są obserwacje, jakie powstają w głowie, gdy wraca się raz jeszcze do tej samej książki, którą dawniej uznało się za swoją ulubioną. Dziś tak już by nie było, może napiszę o tym innym razem. Ale na końcu wzruszyłam się, jak poprzednio. Przez to teraz nie mogę zasnąć, ale czuję się jakoś tak dobrze. Strachu nie ma, chyba inaczej się teraz nazywa.

I trochę, mam nadzieję, w swojej głowie zbliżyłam się do Ciebie, drogi Podmiocie Liryczny z tego wiersza:

DAR

Dzień taki szczęśliwy.
Mgła opadła wcześnie, pracowałem w ogrodzie.
Kolibry przystawały nad kwiatem kaprifolium.
Nie było na ziemi rzeczy, którą chciałbym mieć.
Nie znałem nikogo, komu warto byłoby zazdrościć.
Co przydarzyło się złego, zapomniałem.
Nie wstydziłem się myśleć, że byłem kim jestem.
Nie czułem w ciele żadnego bólu.
Prostując się, widziałem niebieskie morze i żagle.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości